Ona kochać chce,
bo po nocy nawet dla niej wstaje dzień.
Ona kochać chce,
księżycowy anioł, krucha tak jak szept.
bo po nocy nawet dla niej wstaje dzień.
Ona kochać chce,
księżycowy anioł, krucha tak jak szept.
{muzyka}
~*~
Siedzę na łóżku i chowam głowę w dłoniach próbując choć trochę uśmierzyć jej ból. Co się wczoraj działo? Nie miałem pojęcia. Wstaję i... upadam na ziemię.
- Ja pierdolę! - syczę sam do siebie zakrywając oczy przed blaskiem słońca, który wpada przez okno do mojego pokoju. Leżąc na podłodze słyszę kroki, a gdy otwieram jedno oko widzę bose stopy z pomalowanymi na czerwono paznokciami.
- Jezu! Nic ci nie jest?! - słyszę znajomy głos. Błog Jessici, mojej...znajomej.
- Co tutaj robisz? - warczę mrużąc oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej. Oprócz głowy boli mnie szczęka. - Ktoś mi dał po mordzie? - pytam delikatnie ruszając żuchwą.
- Oczywiście nie pamiętasz. - mówi blondynka opierając się o ścianę, a jej głos w tej chwili jest najbardziej irytującą rzeczą na świecie. Powoli, chwiejąc się wstaję z twardych i zimnych paneli. - Byliśmy wczoraj umówieni, a ty zalałeś się w trupa i w nocy przyprowadziła cię jakaś dziewczyna. Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Tak. Przestań mówić, bo boli mnie głowa. - syczę idąc w stronę kuchni. Jessica to znajoma której wydaje się, że to coś poważnego, a mi jak to rozwodnikowi zależy tylko na seksie. Sięgam do szafki z lekami, wyciągam aspirynę i zapijam ją wodą. - Kto mnie przyprowadził? - pytam dosłownie rzucając sie na kanapę.
- Mówiła, że nazywa się Vittoria. - odpowiada siadając na fotelu. I w tym momencie przed czami mam twarz ślicznej dziewczyny z ciemnymi lokami, którą wczoraj poznałem. Szybko na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Spotkaliśmy się w autobusie, którym jechałem, bo oddałem samochód do mechanika. Pomogłem jej, bo nie miała biletu. Potem poszliśmy na kawę, oczywiście zrobiła to niechętnie. A później? Pamiętam jak się rozluźniła i poszliśmy do baru. No i film mi się urwał. Słyszę dźwięk komórki i z grymasem na twarzy wstaję z kanapy. Słysze telefon, ale nie mam pojęcia gdzie on jest. Zajebiście. Przeszukuję szybko kuchnię, biegnę do sypialni. W ostatniej chwili znajduje telefon pod poduszką.
- Słucham? - mówię beznamiętnym głosem siadając na łóżku.
- Dzień dobry. Pan Torres?
- Tak, to ja.
- Samochód jest już do odbioru. - oznajmia mi młody chłopak, który ledwo co przeszedł mutację.
- Dziękuję, do godziny po niego będę. - odpowiadam i rozłączam się. Wyciągam z szafki czyste ubrania i idę pod prysznic. Gdy pierwsze krople chłodnej wody spływają po moim ciele od razu czuje się lepiej, jednak mimo aspiryny głowa wciąż mnie boli. Ubieram się, zakładam okulary przeciwsłoneczne i nie zwracając uwagi na protestująca Jessicę wychodzę z domu trzaskając drzwiami. Przez całą drogę do salonu staram się sobie przypomnieć co później robiliśmy z Vittorią, ale nie mogę. Po prostu nie umiem. Dochodząc do ostatniego skrzyżowania unoszę głowę, którą cały czas miałem pochyloną, by promienie słoneczne mnie nie drażniły. Pierwszą rzeczą jaką widzę jest burza czarnych loków. Dziewczyna idzie pochylona z telefonem w ręku nie zwalniając kroku. Spoglądam w lewo i zdaje sobie sprawę, że jest zielone światło dla pojazdów. Serce podskakuje mi do gardła i zaczynam biec.
- Stój! - krzyczę. Jakby w zwolnionym tempie widzę jak dziewczyna stawia stopę na pasach nie zdając sobie sprawy, że kilka metrów przed nią jedzie rozpędzony samochód. W ostatniej chwili łapię ją w pasie i rzucam się do tyłu. Serce wciąż bije mi jak oszalałe. Wpatruję się w dziewczynę leżącą na mojej klatce piersiowej. Słysze tylko trąbienie samochodu.
- Vittoria. - mówię cicho podnosząc się na łokciach. Dziewczyna wpatruje się we mnie oszołomionym wzrokiem. Przełyka głośno ślinę i szybko staje na równe nogi. - Znów cię uratowałem. - dodaje uśmiechając się. Ku mojemu dziwieniu dziewczyna bez słowa odwraca się i idzie w drugą stronę. - Vittoria! - wołam i zaczynam biec za nią.
- Zostaw mnie! - syczy spoglądając jakby chciała mnie zabić.
- Nawet mi nie podziękujesz? - pytam unosząc brwi.
- Dziękuję. A teraz mnie zostaw. - odpowiada kładąc nacisk na ostatnie słowo. Biorę głęboki oddech i staję przed nią.
- O co ci chodzi? - pytam przechylając głowę. - Pamiętam z wczorajszej nocy tylko tyle, że poszliśmy się napić. Nic więcej nie wiem! Boli mnie głowa i szczęka i mam kaca i... po prostu... - mówię szybko rozkładając ręce.
- Boli cię szczęka bo dałam ci po gębie. - oznajmia beznamiętnym tonem. Spoglądam na nią z niedowierzaniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Dlaczego? - jęczę przestępując z nogi na nogę.
- Bo się do mnie dobierałeś. - odpowiada wymijając mnie.
- Przepraszam! - wołam i znów do niej dobiegam. - Byłem pijany. Ale... w takim razie dlaczego odprowadziłaś mnie do domu?
- Miałam zostawić sławnego piłkarza w barze, zalanego w trupa z siną szczęką? - zapytała mrużąc oczy.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś i przepraszam za to co robiłem. Wybacz mi. - przepraszam składając dłonie jak do modlitwy.
- Niech ci będzie, wybaczam ci. A teraz mnie zostaw. - syczy przez zaciśnięte zęby.
- Vittoria no... - wzdycham z irytacją, ale nie ustępuje jej kroku. - Pójdźmy na obiad. Porozmawiamy, na trzeźwo. - uśmiecham się lekko mając nadzieję, że się zgodzi.
- Dlaczego miałabym iść z tobą na obiad? - pyta stając w miejscu.
- Bo wisisz mi dwie kawy. A zamiast kawy możemy iść na obiad. Proszę, daj mi szansę. - proszę spoglądając jej prosto w oczy.
- Dobrze. - odpowiada cicho zagryzając wargi i spuszczając głowę.
- Idę właśnie do mechanika po samochód. Możemy pojechać do każdej restauracji jaką sobie wybierzesz. Ja stawiam. - uśmiecham się znów mając nadzieję, że ona zrobi to samo.
- Ale to ja miałam stawiać. - w końcu udaje mi się dostrzec na jej twarzy cień uśmiechu.
- Ale to ja jestem dżentelmenem.
~*~
Po odebraniu samochodu pojechaliśmy z Vittorią do francuskiej restauracji na obrzeżach Mediolanu. O dziwo głowa przestała mnie boleć. Wychodzę z pojazdu, obchodzę maskę i otwieram drzwi od strony pasażera. Włoszka wysiada z samochodu i obdarowuje mnie ślicznym uśmiechem. Wchodzimy do restauracji "Saint Jackques" i zajmujemy miejsca przy stoliku obok okna. Nie mogę przestać patrzeć na jej śliczną twarz. Jej charakter, który zapewne ma odpychać mężczyzn mnie...wręcz przyciąga do niej. Kelnerka w czarnej, krótkiej sukience i fartuszku z logiem restauracji podaje nam karty i odchodzi, by po kilku minutach odebrać zamówienia.
- Jeszcze raz przepraszam cię za to co wczoraj zrobiłem. Nie pamiętam tego. Nie byłem sobą. - mówię próbując dotknąć jej dłoni położonej na stoliku. Vittoria szybko ją odsuwa i zagryza usta. Bierze łyk wody i odchrząkuje.
- Już ci wybaczyłam. - uśmiecha się lekko. Aż do podania posiłku nie zamieniamy ze sobą ani słowa. Pierwszy raz w życiu jem kurczaka w sosie z estragonu. Jest naprawdę pyszny. Chcąc skomentować potrawę unoszę wzrok na Vittorię. Dziewczyna siedzi sztywno wpatrując się przed siebie.
- Coś się stało? - pytam i odwracam się by zobaczyć na co patrzy.
- Nie po prostu... wydawało mi się, że znam tego mężczyznę... - odpowiada lekko się uśmiechając. Nie wiem jak ją rozgryźć. To nie jest tak, że muszę podnieść swoje ego zdobyciem jej. Co to to nie, od tego mam Jessicę. Ale Vittoria... jest w niej coś innego, coś co mnie intryguję. Tak, pociąga mnie fizycznie, ale o dziwo nie interesuje mnie to aktualnie jakoś bardzo. Chciałbym ją lepiej poznać, może sprawić, że będzie się szczerze uśmiechała.
~*~
- Słuchaj, mam do ciebie prośbę. - słyszę cichy głos Vittori, gdy wsiadam do samochodu.
- Tak?
- Czy po drodze mógłbyś podjechać do dziekanatu? Musze odebrać jakieś papiery. - prosi mnie.
- Jasne, nie ma sprawy. - uśmiecham się i zapalam auto. Dziewczyna podaje mi adres i ruszam w drogę. Po kilkunastu minutach parkuję samochód przed piękny, zabytkowym budynkiem uczelni.
- Będę za chwilę. - mówi i wychodzi z auta. Patrzę na nią kiedy szybko wbiega po schodach i znika za wielkimi wrotami. Dziwnie się czuję. Czyżbym był psychopatą, że zwracam uwagę na jej najmniejsze ruchy? Zaczynam się bać sam siebie. To chyba nie jest normalne. Nigdy się tak nie zachowywałem. Już widzę nagłówki gazet: ,,Hiszpański piłkarz, prześladowca morduje w lesie młodą studentkę". Śmieję się na głos z własnej głupoty. Po kilku minutach Vittoria wpada do samochodu z dużą, czarną teczką. Szeroko się uśmiecha i ma rumieńce na policzkach.
- Czemu jesteś taka ucieszona? - pytam uśmiechając się równie szeroko.
- Moje prace zajęły pierwsze miejsce w konkursie międzynarodowym. - odpowiada, a w jej ciemnych oczach tańczą iskierki. Widzę ile pasja jej daje. Jest szczęśliwa. I to bardzo.
- Gratulacje. - śmieję się patrząc na nią. Przez długi czas Vittoria nie przestaje się uśmiechać. Czy to nie dziwne, że żebym również stał się szczęśliwy wystarczy uśmiech drugiej osoby?
Włoszka podaje mi adres swojego mieszkania i ruszamy w drogę. Przez cały czas opowiada mi o swoim kierunku studiów, pracy i pasji. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo się zmieniła przez te kilkadziesiąt minut. Nie chcę się z nią rozstawać. Gdy jest uśmiechnięta, ja również jestem. Serce bije mi szybciej, kiedy słyszę jej śmiech.
- Dziękuję za dzisiaj. - mówi odpinając pasy. Nie chcę jej wypuszczać z tego samochodu! - Do zobaczenia. - uśmiecha się i wychodzi.
- Vittoria, zaczekaj! - wołam szybko również wysiadając z samochodu. Nie wiem, co chcę jej powiedzieć, ale muszę jeszcze na nią spojrzeć. Ostatni raz. Muszę.
- Tak? - staje w miejscu i odwraca się. Uśmiech od dawna nie schodzi z jej twarzy. Nie umiem nic wymyślić, by ją zatrzymać.
- Do zobaczenia. - mówię w końcu. Vittoria macha mi lekko, po czym odchodzi zostawiając mnie samego.
Od autorki: Przedstawiam Wam już czwarty rozdział. Osobiście jestem z niego zadowolona. Bardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, jesteście wspaniałe <3 Zapraszam również na trzeci rozdział na entre-los-mundos. Zostaje mi tylko prosić o komentarze i czekać na Wasze opnie. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
Ferdzio, niegrzeczny chłopcze! ♥
OdpowiedzUsuńDobrze, że zmieniła nastawienie co do Torresa.
Biedna, niczego nie świadoma Jessica, ups!
Czekam na nowy! Pozdrawiam ♥
Hohoho nowy romans się szykuje ^^ niecierpliwie czekam na newsa :)))))
OdpowiedzUsuńHohoho nowy romans się szykuje ^^ niecierpliwie czekam na newsa :)))))
OdpowiedzUsuńVittoria i Fernando. Fajnie że ich spiknęłaś. Czekam na następny i więcej Vinandy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jessica jest po prostu jego panienką do ruchania i szkoda, że tego nie widzi, bo może trafiłaby na kogoś lepszego dla siebie xd A Torri niby niegrzeczny chłoptaś, ale potrafi się zachować :)
OdpowiedzUsuńI takiego hiroła z niego zrobiłaś ^^
Czekam na kolejny rozdział! ;*
Naprawdę mi się podoba :) Już drugi raz Nando ratuje ją z opresji, prawdziwy bohater hah ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się ciągu dalszego! :D
Pozdrawiam,
Ana :)
Naprawdę nieźle wyszło! Na początku mialam problem z odgadnięciem o które postacie chodzi: Cielo i Sergio czy Vittoria i Torres. Ale super, podobało mi się! Czekam na nast:*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! O wiele bardziej podoba mi się ich historia, jak ta z Sergio :)
OdpowiedzUsuńTylko że...jako osoba zakochana w języku francuskim, nie mogłam nie zwrócić uwagi na błąd w nazwie restauracji - powinno być "Saint Jacques"
To takie urocze, że aż aww *o*
OdpowiedzUsuńNa początku wszystko na nie, a później jednak się udało. Lubię ich duet. Zdecydowanie. ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! <3 Torri taki niegrzeczny, a jednak taki słodki! *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;*
Zaczynam przekonywać się do tej bohaterki, uderzyła Nando i dobrze mu, niech wie, że nie jest jak każda, niech się trochę chłopak pomęczy. Ta jego "kumpela/kochanka/koleżanka" mnie wkurza, no ale cóż.
OdpowiedzUsuńScena przejściem i bohaterskim Fredziem mega mi się spodobała ;D
Zapraszam też na nowy rozdział u mnie :
http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/
'ale to ja miałem być dżentelmenem' - Nando zawładnął moim sercem tym jednym zdaniem ♥
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny! trochę mi się nie spodobało to, że Nando się do niej dobierał w pierwszy dzień znajomości, ale ludzie po pijaku robią różne rzeczy i jestem w stanie to zrozumiec xD
mam nadzieję, że to nie koniec ich znajomości ^^
pozdrawiam :* x