niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 5: Gdy pojawiłaś się Ty

Znów zrozumiałem, że
Dla kogoś warto starać się
Że przy kimś warto być
Ty, ocaliłaś mnie
Przestałem się bać
Zacząłem znów żyć
{muzyka}
~*~
- Sergio! - słyszę głos mojej siostry. Junior zasypiający na moich rękach szeroko otwiera oczy, a ja wzdycham głośno. Anna wpada do pokoju, a sądząc po moim wzroku zdaje sobie sprawę, że obudziła małego.
- Przepraszam. - mówi cicho ze skruchą w głosie. - Chciałam tylko powiedzieć, że zamówiłam sadzonki do ogrodu, a muszę wyjść. Na stole zostawiłam pieniądze. Kocham cię. - mówi szybko i posyła mi promienny uśmiech, po czym znika. Zaczynam znów cicho śpiewać kołysankę i kołysać Juniora. Od dwóch dni gorączkuje, lekarz mówił, że to nic poważnego, ale ja i tak bardzo się boję. Właśnie w takich chwilach do oczu zaczynają nachodzić mi łzy i mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. W takich chwilach zaczynam sobie zdawać sprawę, że coś zrobiłem źle, że zawiodłem Pilar i to ona powinna tutaj ze mną być i opiekować się Juniorem. W takich chwilach wiem, że nie dam rady sam wychować syna. Kiedy po kilkunastu długich minutach Junior zasypia kładę go ostrożnie do łóżeczka i schodzę na dół. Ledwo siadam, a łzy już spływają mi po policzkach, a dłonie zaczynają się trząść. Próbuję złapać oddech, ale nie umiem. Serce, które podskoczyło mi do gardła sprawia, że nie mogę oddychać. Jest do cholery dwudziesty pierwszy wiek! Dlaczego akurat mnie Pilar musiała opuścić?! Dlaczego lekarze jej nie uratowali?! Ciąża przebiegała wręcz idealnie, nie było żadnych powodów do niepokoju. Odeszła tak po prostu, bez pożegnania. Zostawiła mnie samego. Połykam gorzkie łzy, który spływają mi wprost do ust. Nie mogę ich powstrzymać. Wycieram rękawem czerwone policzki, ale łzy nie chcą przestać spływać. Nie wiem co robić. Nagle przed oczami mam Pilar leżącą na kanapie. Ma na twarzy szeroki uśmiech, delikatnie dotyka brzucha.
- Sergio! Chodź szybko! - woła, a ja wybiegam z kuchni. Mam na sobie fartuch i jestem ubrudzony mąką. Pilar bierze moją rękę i kładzie na swoim brzuchu. Widzę na swojej twarzy zaskoczenie, ale i szczęście.
- Będzie z niego piłkarz. - mówię cicho i całuję ją w brzuch, a później w czoło. Wracam do kuchni, by dokończyć naleśniki. Byłem wtedy tak szczęśliwy. Nie zdawałem sobie sprawy co czeka mnie za kilak tygodni. Nie wiedziałem, że sam będę musiał wychowywać syna, że już nigdy nie zobaczę Pilar.
- Sergio... - słyszę nagle cichy głos, który wyrywa mnie z transu. Odwracam się i widzę stojącą w progu Cielo. W jej oczach widzę przerażenie, najprawdopodobniej wywołane moim widokiem. - Przepraszam, ja... - przełyka głośno ślinę nie odrywając ode mnie wzroku. - Dzwoniłam, ale nikt nie odpowiadał, więc weszłam. - dodaje jąkając się, a ja dopiero teraz zwracam uwagę na pudło, które trzyma w rękach.
- Nic się nie stało, wejdź. - mówię szybko przecierając oczy. Podchodzę do niej i odbieram pudło z sadzonkami.
- Chciałabym cię przeprosić. Zachowałam się okropnie, nie miałam pojęcia... - wyrzuca z siebie słowa, a ja tylko lekko się uśmiecham.
- Rozumiem. Ale to nie ty powinnaś przepraszać. Wtedy na lotnisku, ja... zachowałem się okropnie. Przepraszam. - odpowiadam i obserwuję jak na policzkach dziewczyny pojawiają się różowe rumieńce. Nagle z piętra dociera do moich uszu płacz Juniora. - Przepraszam, ale Junior jest chory i...
- Może mogę jakoś pomóc? - pyta spoglądając na schody. - Znam się trochę na dzieciach. - dodaje, a ja zapraszam ją na górę. Szybko biorę płaczącego malucha na ręce i zaczynam go kołysać.
- Mogę? - pyta, kiedy Junior nie chce przestać płakać. Kiwam głową, która zaczyna mnie boleć. Cielo ostrożnie bierze mojego syna na ręce i zaczyna z nim chodzić po pokoju. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że dziewczyna nuci pod nosem piosenkę, kołysankę, którą pierwszy raz słyszę. Siadam w fotelu i obserwuję. Junior, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w objęciach Cielo przestaje płakać. Po jakimś czasie kładzie go z powrotem do łóżeczka i odwraca się z moja stronę.
- Przykro mi. - szepce, a w jej oczach widzę żal i szczere współczucie. - Jesteś wspaniałym ojcem. - dodaje delikatnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Odruchowo dotykam jej ręki i ściskam lekko.
- Czy... - jąkam się cicho. - Mogłabyś zostać? Junior jest chory i po prostu boję się zostać z nim sam. Moja siostra przeważnie...
- Jasne. - przerywa mi delikatnie się uśmiechając. - Idź odpocznij, ja zostanę. - dodaje. Ociągając się wstaję i przechodzę przez korytarz do sypialni. Ostatnie wypowiedziane przez nią słowo: ,,zostanę" niczym echo w mojej głowie powtarza się kilkaset razy. Tak bardzo pragnąłem usłyszeć to od Pilar, ale nie doczekałem się.
Gdy zobaczyłem Cielo na lotnisku nie spodziewałem się, że w ciągu kilku godzin stanie się dla mnie ważna. Nie wiedziałem, że by poczuć w sercu coś takiego wystarczy chwila, moment który zmienia całe życie. Kiedy Cielo jest w tamtym pokoju, razem z Juniorem czuje się... dziwnie. Jakby jakaś świadomość, obawa zagnieżdżona w moim sercu powoli się ulatniała. Mój syn jest bezpieczny. Wiem, że jak zacznie płakać, obudzi się Cielo będzie przy nim i dobrze się nim zajmie. Pierwszy raz od dawna może uda mi się przespać cztery godziny.
~*~
Boli mnie głowa, nie wiem co się dzieję, czuję się, jakbym wyszedł z własnego ciała i nie miał nad nim kontroli. Z mojego gardła wydobywa się dźwięk, jakiego wcześniej nawet nie słyszałem. Próbuję otworzyć oczy, ale powieki są opuchnięte i ciężkie.
- Sergio! - słyszę znajomy głos, ale nie mogę znów wejść do swojego ciała i nad nim zapanować. Nie mogę przestać krzyczeć. Nie wiem ile to wszystko trwa, może sekundy, może minuty, ale dla mnie jest to wieczność. Ten koszmar zaczyna ustawać dopiero, gdy czuję ciepło na nagich plecach, gdy słyszę cichą, znajomą melodię, która sprawiła, że Junior szybko zasnął. Powoli zaczynam wracać do siebie, ale wciąż się trzęsę.  Zdaję sobie sprawę, że ciepło, które czułem to obejmujące mnie ramiona Cielo, która przylgnęła do moich pleców. Klęczy na łóżku, trzyma mnie mocno i kołysze nucąc cicho kołysankę. Łzy spływają mi po twarzy, a policzki wręcz pieką. - Już wszystko dobrze. - mówi cicho i całuje mnie w czubek głowy, ale nie przestaje nucić. Wiem dlaczego krzyczałem. Wiem dlaczego teraz płaczę. Śniła mi się Pilar leżąca w łóżku szpitalnym. Obserwowałem jak wykrwawia się, nie mogłem nic zrobić! Serce wali mi jak młot, nie mogę do cholery przestać się trząść! Zaczynam głęboko oddychać wsłuchując się w bicie serca Cielo. Po chwili uspakajam się na tyle by coś powiedzieć.
- Ona już nie wróci... - wydaję z siebie jęk, a łzy znów zaczynają spływać po mojej twarzy. Cielo wciąż mnie mocno obejmuje i cicho nuci.
- Może nie wróci, ale możesz być pewien, że opiekuje się wami. - odpowiada przeczesując mi włosy. W tym momencie czuję się jak małe dziecko w objęciach matki, która pociesza je po upadku i zdartym kolanie.
~*~
Budzę się nad ranem pierwszy raz od dawna nie ze względu na płacz Juniora, ale przez promienie Słońca wpadające do sypialni. Schodząc po schodach słyszę śpiewającą Cielo, która zamieniła słowa piosenki Don Omara na coś w stylu: zjedz jeszcze troszkę, niejadku, za tatusia i koniec!
Uśmiech od razu pojawia się na moich ustach. Wchodzę do kuchni, opieram się o ścianę i obserwuję dziewczynę, która tańczy przy blacie zalewając kawę wodą i czekając aż tosty będą gotowe. Junior siedzi na swoim miejscu i klaszcze w ręce śmiejąc się. Jeszcze nigdy nie widziałem takich ogników w jego oczkach. Cielo odwraca się i zastyga w bezruchu widząc mnie. Na jej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce.
- Widzę, że impreza beze mnie. - mówię uśmiechając się szeroko.
- Kawy? - pyta również się uśmiechając. Kiwam głową i biorę Juniora na ręce.
- Nie! Czekaj! On dopiero co... - woła szybko stając w miejscu, a ja czuję, że nagle na ramieniu zrobiło mi się dziwnie mokro i ciepło. -... zjadł. - dodaje zagryzając wargi, by powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Słyszę śmiech Juniora, który po chwili znów ląduje na swoim krzesełku. Czuję jak to, co przed chwilą było jeszcze w moim synu spływa mi po nagich plecach. 
- Smacznego. - mówi Cielo, która zagryza palec, by zachować spokój. Piorunuję ją wzrokiem i idę do łazienki by się umyć. Ale nie gniewam się na Juniora, za to, że mnie ,,oznakował" - w końcu jestem jego ojcem. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy widzę jak się śmieje, klaszcze w ręce i przebiera nóżkami. A to wszystko dzięki dziewczynie poznanej na lotnisku, która uciekła przed ślubem.

Od autorki: No kurde, te rozdziały są coraz krótsze! ugh. Ale w przypadku tego, to wydaje mi się, że więcej nie potrzeba. Osobiście podoba mi się, jestem z niego bardzo zadowolona, ale czekam na Wasze opinie! Pragnę bardzo podziękować za komentarze pod poprzednim postem, są bardzo motywujące. Chcę także powiedzieć, że nie jest to moje ostatnie opowiadanie. Chciałam się rozstać z piłkarskimi opowiadaniami, ale po prostu nie umiem! Tutaj, na podstronie możecie zobaczyć co jeszcze planuję napisać. Mam nadzieję, że mimo tego wszystkiego uda mi się nauczyć na przyszłoroczna maturę! Pozdrawiam i do napisania, Laurel.