Bo ja bez Ciebie zginę
Bo ja bez Ciebie nawet nie wiem jak żyć
Sto lat być może minie
Nim spotkam Cię znów
Proszę Cię... , błagam wróć.
Bo ja bez Ciebie nawet nie wiem jak żyć
Sto lat być może minie
Nim spotkam Cię znów
Proszę Cię... , błagam wróć.
{muzyka}
~*~
Pogoda w Indiach nie różniła się bardzo od Madrytu, ale od razu poczułem różnicę. Zmieniło się ciśnienie i duchota, która panowała w New Delhi zmieniła się w lekki, przyjemny wietrzyk. Nie wytrzymałbym tam kolejnego tygodnia, więc postanowiłem wrócić szybciej. Stęskniłem się za Juniorem, była to nasza pierwsza i na długi czas ostatnia rozłąka. Siedząc w taksówce staram się nie myśleć o tym, co zrobiłem zaledwie kilka minut temu. Nie rozumiem samego siebie, ale przez te kilka godzin bardzo polubiłem tę dziewczynę. Ma poczucie humoru, dystans do siebie i jest buntowniczką. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ale nie usprawiedliwia to tego, co zrobiłem. Zwierzyła mi się, a ja ją wykorzystałem. Czuję się okropnie, ale... nie mogłem się powstrzymać. Za każdym razem, gdy spoglądałem w jej piękne oczy miałem wrażenie, że znam ją całe życie. Nie mogłem się powstrzymać przed dotknięciem jej pełnych, zmysłowych ust.
Taksówkarz zatrzymuje samochód, płacę mu i wysiadam z bagażem idąc, a raczej biegnąc w stronę domu. Tak bardzo stęskniłem się za Juniorem! Wchodząc do domu rzucam torbę na schody i pędzę w stronę kuchni, z której czuję zapach ciepłego obiadu.
- Cześć, słońce! - mówię z szerokim uśmiechem na twarzy i wyciągam Juniora z krzesełka. Jak dobrze mieć go znów przy sobie, trzymać go w ramionach.
- Sergio, co ty tutaj robisz?! - słyszę głos mojej siostry, Anny. Staje przede mną z nożem w ręku, którym przed chwilą kroiła sałatkę.
- Przepraszam, ale nie dałbym rady wytrzymać tam kolejnego tygodnia. Indie to piękny kraj i dziękuję, że wysłaliście mnie na te krótkie wakacje, ale za bardzo tęskniłem. - odpowiadam i całują ją w czoło. Anna jest młodsza ode mnie o cztery lata, ale mamy wręcz identyczne charaktery. Oboje jesteśmy zawzięci i uparci jak osły, ale dalibyśmy się za siebie pokroić.
- Wiem, rozumiem. Ale te wakacje miały być dla ciebie chwilą wytchnienia. - szepcze kładąc dłoń na moje ramię. Lekko się uśmiecha, po czym wraca do krojenia sałatki.
- Uwierz mi, czuję się już lepiej. - zapewniam ją i idę z Juniorem do salonu, gdzie na kocyku są porozrzucane jego zabawki. Siadam z nim na ziemi, sięgam po grzechotkę. I wzrok ląduje na fotografii mojej narzeczonej, która wisi nad kominkiem. Powinienem raczej powiedzieć byłej narzeczonej. Pilar zmarła rok temu, przy porodzie. Dzień wcześniej byliśmy szczęśliwi, skończyliśmy urządzać pokoik dla Juniora, a kilkanaście godzin później jej już nie było. Zostałem sam z niemowlakiem. Mój świat się zawalił. Kochałem ją całym sercem i nie wyobrażałem sobie życia bez Pilar. To ona zajmowała się domem, gdy miałem mecz czy trening. To ona przez ostatnie miesiące czytała książki o dzieciach, nie ja. Wysłano mnie do pustego domu z kilkudniowym, płaczącym dzieckiem. Nawet nie wiedziałem jak go trzymać! Pierwsze dni pamiętam jak przez mgłę. Musiałem wyprosić trenera o kilka dni wolnych, wstawałem co godzinę i robiłem Juniorowi mleko. Biegałem z nim po całym domu gdy miał kolki, przewijałem do chwilę. A gdy zasypiał siadałem przy oknie, spoglądałem w niebo i płakałem z bezsilności. Z każdą chwilą, w której myślałem o Pilar moje serce rozpadało się ponownie na miliony kawałeczków. Po kilku dniach byłem u kresu wytrzymałości. Junior płakał coraz bardziej, nie miałem chwili dla siebie, byłem wyczerpany. Gdy już myślałem, że nie dam rady, zjawiła się Anna. Specjalnie wzięła rok przerwy na studiach i przyjechała do mnie. Była i wciąż jest moim aniołem. Junior ma już prawie roczek, zaczyna chodzić, wróciłem do dobrej formy, za dwa miesiące Anna musi wrócić na uczelnie, ale obiecała, że będzie często wpadać i zawsze mogę do niej zadzwonić. Rodzice też są u mnie stałymi gośćmi, spędzają z wnukiem tyle czasu ile mogą. Wszystko zaczyna się układać. Pogodziłem się ze stratą Pilar, ale oczywiście wciąż za nią tęsknie. Najbardziej gdy Junior zaczyna płakać, gdy się nie wysypiam, gdy nie wiem co robić...
- Opowiadaj, jak było? - uśmiecha się Anna siadając w fotelu i sięgając po ciastko ze stolika.
- Spanie do dziewiątej, basen, zwiedzanie... Indie są przepiękne, ale jest to oczywiście kraj skrajności. Albo jesteś bogaczem czy gwiazdą filmową, albo mieszkasz w małej klitce i nie masz co jeść... - odpowiadam przypominając sobie wszystko co widziałem.
- Poznałeś kogoś? - śmiesznie porusza brwiami i opiera łokcie na kolanach czekając na odpowiedź.
- Można tak powiedzieć... - wzruszam ramionami. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, okłamywanie jej nie miałoby sensu, bo i tak prędzej czy później o wszystkim by się dowiedziała.
- Mów dalej... - unosi brew uśmiechając się półgębkiem.
- Na lotnisku poznałem pewną dziewczynę, która uciekała przed rodziną, która zmusiła ją do ślubu. - odpowiadam, a Anna parska cichym śmiechem.
- Faaajnie. - odpowiada, po czym wstaje i idzie w kuchni. Wracam do zabawy z Juniorem. Tak bardzo stęskniłem się za tym szkrabem! Za jego ciemnymi włoskami, które odziedziczył po mamie i moimi brązowymi oczami. - Chodźcie jeść! - woła Anna. - Za chwilę powinien przyjść Cristiano z Juniorem. Nie wiedziałam, że przyjedziesz więc ich zaprosiłam. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. - dodała.
- Nie, no co ty. - uśmiecham się biorąc Juniora na ręce. Idę do kuchni, wkładam go do krzesełka i podaję mu jedzenie. Po chwili słyszę dzwonek do drzwi. - Ja otworzę. - oznajmiam i wstaję od stołu.
- Sergio?! Już wróciłeś? - pyta zdziwiony Cristiano, ale na jego twarzy szybko pojawia się szczery uśmiech. Ściskam go na powitanie, tak samo Juniora i zapraszam ich do środka.
- Dziękuję za wszystko, najukochańsza siostrzyczko na świecie. - śmieję się schodząc do salonu. Anna siedzi przed telewizorem z pilotem w ręku oglądając odcinek jednej ze swoich ukochanych telenoweli. Ściskam ją nachylając się nad oparciem kanapy i całuję w policzek.
- Nie podlizuj się, Sergio. Czego chcesz? - pyta unosząc brew.
- Chcę pojechać na cmentarz, popilnujesz małego?
- Jasne. Pozdrów Pilar ode mnie. - uśmiecha się lekko. Nigdy jej nie lubiła, ale doskonale wie ile dla mnie znaczyła i nie okazywała tego. Wspiera mnie w najtrudniejszych chwilach.
Biorę kluczyki do auta i wychodzę z domu. Z nieba zaczynają spadać pierwsze krople deszczu. Zakładam skórzaną, czarną kurtkę na głowę i biegnę do samochodu. Mimo późnej godziny mam nadzieję, że pobliska kwiaciarnia jest jeszcze otwarta. Po kilku minutach parkuję przed nią i wychodzę z samochodu. Na tabliczce wiszącej na drzwiach pisze, że jest otwarta do dwudziestej. Spoglądam na zegarek. Dziesięć minut po, ale widzę, że światło jeszcze się świeci.
- Witaj, Marisol. Przepraszam, że tak późno, ale proszę, mogłabyś zrobić dla mnie jeszcze bukiet? Ten co zawsze. - mówię wchodząc do środka. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że nie dostaję odpowiedzi. Nikogo w środku nie ma. - Marisol? - wołam rozglądając się dookoła. Podchodzę do lady i wychylam się próbując zobaczyć, czy ktoś jest za drzwiami.
- Przepraszam, ale już... - słyszę znajomy głos. Moim oczom ukazuje się postać drobnej hinduski. - Co tutaj robisz? - pyta podchodząc do lady.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. - odpowiadam.
- Marisol Alcaraz to moja ciotka. - mówi opierając się na łokciach. - jak widzisz, już zamknięte. Także nie będziesz mógł kupić bukietu dla żony. Ah i nie zapomnij jej powiedzieć, że rano całowałeś inną. - syczy przez zęby dosłownie mordując mnie wzrokiem. Wtedy do środka wchodzi jej ciotka, Marisol. Ma krótko ostrzyżone ciemne włosy, mimo pięćdziesiątki w dokumentach wygląda na trzydziestolatkę.
- Dobry wieczór, Sergio. Widzę, że poznałeś moją siostrzenicę, Cielo. - uśmiecha się podchodząc do mnie i lekko mnie ściskając. - Czerwone róże? - pyta podchodząc do stojaków z kwiatkami.
- Tak, dziękuję. - odpowiadam wyciągając portfel z tylnej kieszeni.
- Ciociu, nie sądzisz, że już jest za późno? Pan Ramos mógł się pofatygować i przyjść piętnaście minut wcześniej. - oznajmia z nutką irytacji w głosie wciąż mierząc mnie wzrokiem.
- Nie marudź, Cielo. - śmieje się Marisol. - Jak Junior zniósł rozłąkę? Stęsknił się za tatusiem? - pyta stając za ladą. Starannie ucika każdy z kolców róży, a później zaczyna wiązać bukiet.
- Mam nadzieję. Przez długi czas się mnie nie pozbędzie. - odpowiadam wpatrując się w Cielo równie intensywnie jak ona we mnie.
- Byłam ostatnio na cmentarzu, odwiedzić Miguela i przy okazji zaniosłam świeże kwiaty dla Pilar. - mówi robiąc ostatnie poprawki przy bukiecie. Po tym słowach Marisol Cielo zasłania usta dłonią, a jej oczy robią się większe. Spoglądam na nią przez cały ten czas. Odsuwa dłoń od warg i porusza nimi, jakby chciała coś powiedzieć, ale słowa grzęzną jej w gardle.
- Dziękuję, na pewno byłoby jej bardzo miło. - Marisol podaje mi gotowy bukiet, płacę jej i wychodzę z kwiaciarni. Osłaniam bukiet kurtką by zbytnio nie przemókł, po czym wsiadam do auta. Przez okno widzę wciąż zdezorientowaną twarz Cielo, która spogląda na mnie przepraszająco. Uśmiecham się lekko do niej i odjeżdżam. Po kilkunastu minutach deszcz ustaje, a ja parkuje obok cmentarza. Wchodzę przez ogromną, gotycką bramę i zmierzam w kierunku grobu mojej narzeczonej. Tą samą drogą chodziłem niezliczoną ilość razy. Można wręcz zobaczyć ślady moich stóp odbitych w ziemi.
- Dobry wieczór, kochanie.
Od autorki: Chyba za krótki ten rozdział wyszedł, ale nie chciałam niczego więcej dopisywać, wydaje mi się, że wystarczy. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Mam do Was pytanie: planuję dokończyć jedno z zawieszonych opowiadań, a mianowicie entre-los-mundos, chciałybyście czytać kolejne rozdziały? Dajcie znać w komentarzach. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
- Faaajnie. - odpowiada, po czym wstaje i idzie w kuchni. Wracam do zabawy z Juniorem. Tak bardzo stęskniłem się za tym szkrabem! Za jego ciemnymi włoskami, które odziedziczył po mamie i moimi brązowymi oczami. - Chodźcie jeść! - woła Anna. - Za chwilę powinien przyjść Cristiano z Juniorem. Nie wiedziałam, że przyjedziesz więc ich zaprosiłam. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. - dodała.
- Nie, no co ty. - uśmiecham się biorąc Juniora na ręce. Idę do kuchni, wkładam go do krzesełka i podaję mu jedzenie. Po chwili słyszę dzwonek do drzwi. - Ja otworzę. - oznajmiam i wstaję od stołu.
- Sergio?! Już wróciłeś? - pyta zdziwiony Cristiano, ale na jego twarzy szybko pojawia się szczery uśmiech. Ściskam go na powitanie, tak samo Juniora i zapraszam ich do środka.
~*~
Po obiedzie usiedliśmy przed telewizorem, wypiliśmy kawę. Wszystko było po prostu normalne i pierwszy raz od dłuższego czasu byłem naprawdę szczęśliwy. Pod wieczór Cristiano i Junior pożegnali się, a ja wziąłem Juniora do pokoju by zasnął. Pierwszy raz zrobił to bez marudzenia i płaczu. Zaskoczył mnie. Widać, że syn Cristiano nieźle go wymęczył. Bardzo się cieszę, że mimo takiej różnicy umieją się razem bawić.- Dziękuję za wszystko, najukochańsza siostrzyczko na świecie. - śmieję się schodząc do salonu. Anna siedzi przed telewizorem z pilotem w ręku oglądając odcinek jednej ze swoich ukochanych telenoweli. Ściskam ją nachylając się nad oparciem kanapy i całuję w policzek.
- Nie podlizuj się, Sergio. Czego chcesz? - pyta unosząc brew.
- Chcę pojechać na cmentarz, popilnujesz małego?
- Jasne. Pozdrów Pilar ode mnie. - uśmiecha się lekko. Nigdy jej nie lubiła, ale doskonale wie ile dla mnie znaczyła i nie okazywała tego. Wspiera mnie w najtrudniejszych chwilach.
Biorę kluczyki do auta i wychodzę z domu. Z nieba zaczynają spadać pierwsze krople deszczu. Zakładam skórzaną, czarną kurtkę na głowę i biegnę do samochodu. Mimo późnej godziny mam nadzieję, że pobliska kwiaciarnia jest jeszcze otwarta. Po kilku minutach parkuję przed nią i wychodzę z samochodu. Na tabliczce wiszącej na drzwiach pisze, że jest otwarta do dwudziestej. Spoglądam na zegarek. Dziesięć minut po, ale widzę, że światło jeszcze się świeci.
- Witaj, Marisol. Przepraszam, że tak późno, ale proszę, mogłabyś zrobić dla mnie jeszcze bukiet? Ten co zawsze. - mówię wchodząc do środka. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że nie dostaję odpowiedzi. Nikogo w środku nie ma. - Marisol? - wołam rozglądając się dookoła. Podchodzę do lady i wychylam się próbując zobaczyć, czy ktoś jest za drzwiami.
- Przepraszam, ale już... - słyszę znajomy głos. Moim oczom ukazuje się postać drobnej hinduski. - Co tutaj robisz? - pyta podchodząc do lady.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. - odpowiadam.
- Marisol Alcaraz to moja ciotka. - mówi opierając się na łokciach. - jak widzisz, już zamknięte. Także nie będziesz mógł kupić bukietu dla żony. Ah i nie zapomnij jej powiedzieć, że rano całowałeś inną. - syczy przez zęby dosłownie mordując mnie wzrokiem. Wtedy do środka wchodzi jej ciotka, Marisol. Ma krótko ostrzyżone ciemne włosy, mimo pięćdziesiątki w dokumentach wygląda na trzydziestolatkę.
- Dobry wieczór, Sergio. Widzę, że poznałeś moją siostrzenicę, Cielo. - uśmiecha się podchodząc do mnie i lekko mnie ściskając. - Czerwone róże? - pyta podchodząc do stojaków z kwiatkami.
- Tak, dziękuję. - odpowiadam wyciągając portfel z tylnej kieszeni.
- Ciociu, nie sądzisz, że już jest za późno? Pan Ramos mógł się pofatygować i przyjść piętnaście minut wcześniej. - oznajmia z nutką irytacji w głosie wciąż mierząc mnie wzrokiem.
- Nie marudź, Cielo. - śmieje się Marisol. - Jak Junior zniósł rozłąkę? Stęsknił się za tatusiem? - pyta stając za ladą. Starannie ucika każdy z kolców róży, a później zaczyna wiązać bukiet.
- Mam nadzieję. Przez długi czas się mnie nie pozbędzie. - odpowiadam wpatrując się w Cielo równie intensywnie jak ona we mnie.
- Byłam ostatnio na cmentarzu, odwiedzić Miguela i przy okazji zaniosłam świeże kwiaty dla Pilar. - mówi robiąc ostatnie poprawki przy bukiecie. Po tym słowach Marisol Cielo zasłania usta dłonią, a jej oczy robią się większe. Spoglądam na nią przez cały ten czas. Odsuwa dłoń od warg i porusza nimi, jakby chciała coś powiedzieć, ale słowa grzęzną jej w gardle.
- Dziękuję, na pewno byłoby jej bardzo miło. - Marisol podaje mi gotowy bukiet, płacę jej i wychodzę z kwiaciarni. Osłaniam bukiet kurtką by zbytnio nie przemókł, po czym wsiadam do auta. Przez okno widzę wciąż zdezorientowaną twarz Cielo, która spogląda na mnie przepraszająco. Uśmiecham się lekko do niej i odjeżdżam. Po kilkunastu minutach deszcz ustaje, a ja parkuje obok cmentarza. Wchodzę przez ogromną, gotycką bramę i zmierzam w kierunku grobu mojej narzeczonej. Tą samą drogą chodziłem niezliczoną ilość razy. Można wręcz zobaczyć ślady moich stóp odbitych w ziemi.
- Dobry wieczór, kochanie.
Od autorki: Chyba za krótki ten rozdział wyszedł, ale nie chciałam niczego więcej dopisywać, wydaje mi się, że wystarczy. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Mam do Was pytanie: planuję dokończyć jedno z zawieszonych opowiadań, a mianowicie entre-los-mundos, chciałybyście czytać kolejne rozdziały? Dajcie znać w komentarzach. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
Tak! Tak! TAAAAAAAK! Dokończ to opowiadanie! Było cudowne!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... nie jest za krótki! Jest w sam raz :3
Juniory dwa, awwwww <3
Cielo musiało się zrobić troszku głupio po tym jak się dowiedziała, ze Pilar nie żyje, auć...
Czekam na następny! Pozdrawiam <3
AWWWW *_* To jest niesamowite :)
OdpowiedzUsuńBłagam cię i nie katuj mnie tylko dodawaj rozdziały jak najczęściej <3
Rozdział idealny, jak poprzednie.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnych rozdziałów.
Pozdrawiam
Chcemy, chcemy, chcemy <3
OdpowiedzUsuńAchhhh, Sergio.. Ty biedaku :( Cieszę się, że rodzina pomaga Ramosowi w takim czasie, po stracie Pilar ("ej, to jednak było wredne..." xd). A reakcja Cielo mnie wcale nie zdziwiła, no nie wiedziała dziewczyna.. Jednak myślę, że mam nadzieję na ich happy end!
I przez Ciebie mam ochotę na coś z Sergio... -.-
Czekam na kolejny rozdział ;)
Tak, pisz dalej tamte opowiadanie z przyjemnością będę czytała! :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, jest świetny. Sergio ma wspaniałą rodzinę :) Cielo zrobiło się głupio, co prawda nie wiedziała, że jego narzeczona nie żyje, no ale cóż :( Czekam na dalsze losy!
Pozdrawiam ;*
Wszyscy tak współczują Sergio, ale na miejscu Cielo zachowałabym się tak samo xD
OdpowiedzUsuńChyba nawet bardziej bym do biedaka z ryjem skoczyła ;o
I byłoby mi potem głupio.. ale cóż.. pewnie bym nie przeprosiła, bo bym się bała xD
Nadal nie lubię Cielo, Ramosika za to bardzo ♥
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, choć jest smutny. Na miejscu Cielo zachowałabym się pewnie tak samo ;) Ale ta scena tylko podkreśliła to co spotkało Sergio!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego!
Pozdrawiam,
Ana ;)
Świetny rozdział! <3 Jest bardzo smutny, w pewnym momencie miałam łzy w oczach. :c Ramosikowi bardzo współczuję, a Cielo nie wiedziała, ale i tak musiała się głupio poczuć.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział! I oczywiście, że chciałabym kontynuacje tamtego bloga.
Och, piękny rozdział. Melancholijny, ale wspaniały.
OdpowiedzUsuńRozdział może i mnie nie zaskoczył, ale mi się spodobał, jak zresztą wszystko, co piszesz ostatnio! Podoba mi się sposób w jaki spotkali się Cielo z Ramosem, taki zwykły chociaż z gapą. Taki ludzki i to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, chociaż bardzo smutny, czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńKurde, przykra historia :c Powiem Ci, że bardzo oryginalnie wymyśliłaś tę śmierć Pilar. Podoba mi się, że Sergio nie będzie tutaj nikogo zdradzać, bo takie historie są już przereklamowane. Wielki plus :)
OdpowiedzUsuńCielo musiało być okropnie głupio, ale skąd miała wiedzieć? Czuła żal do Sergio. Skoro teraz wpadli na siebie drugi raz, trzecie spotkanie musi się wkrótce odbyć :D Czekam z niecierpliwością.
Rozdział świetny, wyłapałam tylko kilka literówek, ale poza tym ideolo ♥
Pozdrawiam :*